Syknęłam i wyjrzałam przez okno. Mamrotał coś pod nosem,
zaplątany w róże. Chwyciłam kluczyk i wyskoczyłam przez okno. Chwyciłam się
gałęzi i zeskoczyłam lekko na ziemię. Podeszłam do chłopaka.
- Co cię napadło?! – syknęłam delikatnie wyplątując go z
kolczastego krzewu.
- Wymiguję się... od imprezy – syknął wiercąc się.
- Aha. Poza tym, to był zimorodek nie koliber.
- Co?
- Rysunek. To był zimorodek – powiedziałam nie patrząc na
niego. Wystraszył mnie. Zmarszczyłam czoło. – W ogóle skąd masz mój numer?
- Tom dał mi numer Leny, a ona dała mi twój. Musiałem zwiać
tym wariatom – odparł wyskakując z krzaków. Przewróciłam oczami i zaczęłam wyjmować
mu kolce i płatki róż z włosów.
- Cóż, skakanie z okien zostaw tym, którzy to potrafią –
mruknęłam. Zaśmiał się.
- W ogóle, dzięki.
- Ta. Cały jesteś?
- Trochę obolały, ale chyba wszystko w porządku.
- Okej, w takim razie chodź. – powiedziałam i zaczęłam się
wspinać na drzewo. Obejrzałam się. Max stał i patrzył się na mnie zdziwiony.
Wywróciłam w duchu oczami.
- Chcesz wracać przez hol wiedząc, co tam się dzieje? –
spytałam unosząc brew. Zrozumiał i zaczął się wspinać na mną. Na odpowiedniej
wysokości, stanęłam z wyciągniętymi ramionami na gałęzi i skoczyłam z
wyciągniętymi rękami. Zrobiłam przewrót, by złagodzić siłę upadku i wróciłam do
okna. Max stał niepewnie na gałęzi. Uklękłam na parapecie i wyciągnęłam rękę.
- Chodź. – złapał mnie i po chwili wskoczył na parapet. Odsunęłam
się, by wszedł do środka. Potem przymknęłam okno.
- Więc...?
<Max?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz