Gdy zaczęło robić się późno, zacząłem się niepokoić. Eliot’a
nie było jeszcze w pokoju, a kiedy był ulany, wątpiłem, by trafił sam. Kiedy
popytałem, okazało się, że Leny także nie ma. Memłając cicho pod nosem przekleństwa
poszedłem do pokoju Mai i jej lokatorki i zapukałem trzy razy. Otworzyła Mai.
Miała ręcznik na ramionach i wycierała nim długie, czarne włosy. Zerknęła na
mnie zaskoczona.
- Hej, Shun? Coś się stało?
- Ta. Eliot’a nie ma w pokoju, Leny też. Zaczynam się o nią
martwić. Zostawienie jej samej o tej porze z nalanym Eliot’em to chyba nie był
najlepszy pomysł. Pomożesz mi ich szukać? – spytałem krzywiąc się z niesmakiem.
Kiwnęła głową, powiedziała coś przez ramię do dziewczyny siedzącej na łóżku i
wyszła rzucając ręcznik na łóżko.
Po kilkunastu minutach poszukiwań, znaleźliśmy ich. Byli na
głównym „dziedzińcu” i siedzieli na ławce. Raczej Lena stała, a Eliot leżał na
ławce.
- Lena! – krzyknąłem. Dziewczyna odwróciła się do mnie. Podeszliśmy
bliżej. Spojrzałem krytycznie na Eliot’a, ale nic nie powiedziałem. Nie było po
co. Mai przez chwilę gadała z Leną.
- Wracamy – powiedziałem po chwili. Pociągnąłem Eliot’a z
ławki i zaczęliśmy iść w kierunku Internatu.
<Eliot,
dziewczyny?>