- Chyba żartujesz?! - krzyknęłam do ojca - Nigdzie się stąd nie ruszam!
- Nie masz wyboru, przykro mi córeczko.
- Rany! Co ja wam zrobiłam!? - pobiegłam do swojego pokoju i trzasnęłam
drzwiami, rzuciłam się na łóżko i zaczęłam płakać, "Dlaczego oni mi to
robią?" myślałam, przecież mam tutaj wszystko, przyjaciół, szkołę no i
Stiv. Ktoś zapukał:
- Mała? Mogę wejść? - o wilku mowa, otworzyłam mu drzwi - o trochę się rozmazałaś - zaśmiał się
- Nie mam ochoty na nic...
- Zawsze jesteś taka uśmiechnięta, to nie koniec świata, że wyjeżdżasz - powiedział.
- Nie koniec? To jest 600 km stąd!!? Nie będziemy się już widywać,
związek na odległość?? - spytałam z wyrzutem, podeszłam żeby się
przytulić, ale Stiv się odsunął - Co jest? - spytałam zdziwiona.
- Właśnie chciałem o tym z tobą porozmawiać... widzisz jak mówiłaś to
nie ma sensu związek na odległość dlatego... z nami... no wiesz..
- Hmm?Zrywasz ze mną? Taki jesteś! Nie wierzę! Wynoś się!! - zatrzasnęłam za nim drzwi, wyjęłam z pod łóżka torbę i zaczęłam się
pakować w pośpiechu, teraz nic mnie już nie trzyma, przyjaciele? Tam też
sobie znajdę chyba, zadzwoniłam do cioci, zapłakana:
"- Ciociu możesz zawieźć mnie na lotnisko?
- Coś się stało skarbie?
- Nie
...to znaczy tak, opowiem ci wszystko w drodze, ale teraz muszę kończyć,
dziękuje!
- Dobrze zaraz po ciebie przyjadę"
rozłączyłam się i wybiegłam z
pokoju,
- Jadę! - krzyknęłam do rodziców - Zawiezie mnie ciocia, i nie chce o
tym rozmawiać odezwę się później, żegnajcie - wybiegłam z domu
- Lena...! - słyszałam krzyk matki, ale nie zważałam na to. Pobiegłam do
samochodu i zatrzasnęłam drzwi, w środku była ciocia Sara
- Ciociu!! Niczego nie mogę zrozumieć! - przytuliła mnie, zaczęłam
płakać jak małe dziecko. Po jakimś czasie przestałam - Jedź już, proszę.
- Dobrze - powiedziała, przez długi czas drogi milczałyśmy - Powiesz w końcu co się stało?
- Ojciec oświadczył mi że muszę wyjechać do szkoły z Internatem w
Roseville, byłam tak zła, dobrze wiedział że miałam tu przyjaciół, szkolę, stajnie no i Stiv'a...
- Ale?
- Przyszedł Stiv żeby mnie pocieszyć - prychnęłam - Ale nie wyszło mu
uznał, że nasz związek nie ma sensu i zerwał ze mną. Ot tak, po dwóch
latach myślałam, że go znam, ale co się okazuje? W ogóle go nie znałam, taka
świnia, jak on to mógł zrobić?
- Tak mi przykro kochanie.
- Ale zdałam sobie sprawę, że moje życie to było nic, więc zaczynam od
nowa w nowej szkole, daleko od tego przeklętego miejsca... - mówiłam, ale w
głębi czułam jak wszystko mnie ściska, tak mnie zabolało to co zrobił
Stiv, ale nic, dostałam nauczkę.
- Jesteśmy na miejscu, masz wszystko?
- Tak, tak sądzę - odparłam - dziękuje ciociu, nie wiem co bym zrobiła, gdyby nie ty.
- Przecież po to jestem Lena, żeby ci pomagać.
- Wiem i za to ci dziękuje, jak będziesz lecieć w jakąś trasę to odwiedź mnie w Roseville
- Dobrze skarbie, a teraz muszę już lecieć, trzymaj się i pamiętaj, nie przejmuj się tym gnojkiem.
- Dobrze, będę pamiętać.
Podróż trwała kilka godzin, potem jeszcze autobusem do Roseville, ale w
końcu dotarłam. Szkoła była naprawdę duża, było widać wielu uczniów, ale
mi to nie przeszkadzało, poszłam do swojego pokoju, mieszkałam z jakąś
Starunną, nie było jej, wyszłam na dziedziniec i usiadłam na ławce po
chwili usłyszałam za sobą głos:
- Nowa?
- Tak, jestem Lena dopiero przyjechałam.
<Dokończy ktoś?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz