Spojrzałam ostatni raz w kierunku oddalającego się samochodu. A więc
jestem już w tym "wymarzonym" internacie. Super. Nie posiadam się ze
szczęścia. Podniosłam walizkę i czarny plecak, po czym poprawiłam
gitarę, która zaczęła spadać z mojego ramienia. Wolnym krokiem
doczłapałam się do recepcji, gdzie sekretarka zapoznała mnie z
regulaminem i innymi nudnymi sprawami, po czym odesłała do pokoju. Kiedy
tylko otworzyłam drzwi od rzuciłam się na łóżko i zatopiłam twarz w
poduszce. Zdążyłam tylko zauważyć że pościel pachniała proszkiem do
prania... Zamknęłam oczy. Czemu moje życie wygląda a nie inaczej? Czemu
ktoś zabrał moje kolorowe kredki i dał mi w zamian czarny flamaster?
Leżałam tak kilka chwil, ale przecież dość użalania się nad sobą... z
lekkim ociąganiem wstałam i zaczęłam rozpakowywać walizki, kiedy moją
uwagę przykuł dziwny obiekt przykryty pościelą. Podeszłam i delikatnie
ściągnęłam pościel... moim oczom ukazało się piękne, czarne pianino.
Delikatnie uderzyłam dźwięk g i poczułam zachwyt... zachwyt to mało
powiedziane. Poczułam ciepło w sercu, miałam ochotę przytulić się do
instrumentu. Mój wzrok skupił się na małej karteczce. Chwyciłam ją
drżącymi dłońmi i przeczytałam: "Byłaby z ciebie dumna. D. " A więc to
jej instrument... zaczęłam wyobrażać sobie jej ręce delikatnie
uderzające dźwięki... łzy pociekły mi po policzku. Na oślep wybiegłam z
pokoju i biegłam przed siebie, do półki nie wybiegłam na zewnątrz.
Rozejrzałam się wokoło. Daniel mówił że na północ od internatu była
plaża, więc zaczęłam biec w jej kierunku. Łzy powoli przestawały lecieć.
Zacząłem myśleć o pianinie. Dlaczego Daniel dał mi akurat to, z którym
wiąże się najwięcej wspomnień... mógł przywieźć przecież moje stare.
Fakt że nie cierpiałam tego instrumentu nie miał zbyt wielkiego
znaczenia. Z tym wiąże się za wiele bólu. Nagle poczułam głośnie
uderzenie. Momentalnie wróciłam na ziemię i zobaczyłam chłopaka.
- Przepraszam, moja wina. Zamyśliłam się.- powiedziałam cicho, patrząc gdzieś w bok.
- Nic się nie stało... - odpowiedział.
Uśmiechnęłam się do niego smutno.
- Jestem Shun, a ty? - spytał uprzejmie.
- Bianca, ale możesz mówić mi Bee. - wyszeptałam, ukradkiem wycierając rozmazany tusz z policzków.
- Ej, wszystko w porządku? - zapytał.
- Nie, nic się nie stało. - mruknęłam cicho głębiej naciągając kaptur.
<Shun?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz