poniedziałek, 1 kwietnia 2013

Od Mai: c.d. Jake’a


Prychnęłam.
- Cóż, dziękuję, że szanujesz moją „prywatność” – powiedziałam sarkastycznie. – Ale następnym razem nie musisz się chować. Nie ugryzę. Na razie. – powiedziałam i odeszłam z powrotem na plażę. Lodowate powietrze przyjemnie wnikało mi pod skórę i mroziło kości. Uwielbiam zimno. Po chwili wahania odłożyłam gitarę na skale i ruszyłam w stronę oceanu. Zdjęłam glany i skarpetki i podwinęłam jeansy. Weszłam do lodowato-zimnej wody i westchnęłam głęboko. Nie lubię się kłócić. Ale muszę. Muszę się bronić. Inaczej staje się ofiarą.
Nie wiedziałam, czy Jake sobie poszedł, czy nie. W tej chwili mógł mi nawet wrzeszczeć nad uchem, a ja miałabym to gdzieś. Teraz liczy się chłód oceanu i promienie zachodzącego słońca. Weszłam głębiej do wody tak, że sięgała mi do połowy łydek. Odrzuciłam głowę do tyłu i rozłożyłam szeroko ramiona. Wiatr rozwiał mi włosy ściągając gumkę i furkotał krótką bluzeczką na ramiączkach. Teraz czuję, że żyję.

<Jake?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz